Komentarze: 0
W lustrze ujrzałam znowu swoją twarz. Westchnęłam z ulgą. Już nawet doła w kiblu nie można utopić! Co za życie. O wpół do ósmej do drzwi zaczął dobijać się Marcin, krzycząc, że ma bardzo pilną sprawę. I co z tego? Niestety do mojegp bracziszka dołączyła się mama i byłam zmuszona skapitulować. Dla honoru potrzymałam ich przed łazienką jeszcze przez chwilę i wyszłam z godnością. Udałam się do pokoju z zamiarem walnięcia się na łóżko i nic nie robienia.
W szybie była ta cholera...
Jak mu tam... Trian...
Kurna!!!
Przyglądał mi się z nieukrywanym zainteresowaniem. Znowu się zirytowałam. No bo co ja jestem? Okaz przyrodniczy?
- Czego się tak gapisz?? Człowieka nie widziałeś??- Warknęłam.
- Takiego unikatu jeszcze nie. - Odparł z beszczelnym uśmiechem.
Klapnęłam na łóżku. Skoro już tu jest, to może warto zadać kilka pytań?
- Dobra. Jeżeli już tu jesteś, to powiedz mi ktoś ty właściwe?
Trian zamyślił się głęboko. W zielonych oczach błysnęło skupienie.
- Taaak... Też mi zadałaś pytanie...- Ustrzelił mnie tym.
- Jak to? Nie wiesz kim jesteś?
- Nie oto chodzi. Trzeba to wytłumaczyć w taki sposób, żebyś zrozumiała.
- Co oznacza, że musisz mówić jak do największego matoła?
- Nie... To cholernie trudno wytłumaczyć.
Zamilkł. Zmierzwił dłonią czarne włosy. Światło lampki na jego twarz pomarańczowy blask. Zupełnie jekby nie był tylko odbiciem. Białe płatki śniegu przylepiały się do szyby. Wyglądał jak chory na ospę. Uśmiechnęłam się mimo woli.
- No dobra... Jak nie można tak, to pójdziemy inaczej. Jestem wysłannikiem sił nadprzyrodzonych...