Archiwum styczeń 2004


sty 31 2004 Sobota
Komentarze: 1

Ha!!! Stalowy Anioł ma przemeblowany pokój! Jakoś się jeszcze nie mogę przestawić... Ale jest bardzo fajnie, dużo miejsca mi się zrobiło. ^_^ Marcin oczywiście zazdrosny -_-’... Heh... Co tu dużo gadać. Umówiłam się z kumpelą i wpadnie do mnie niedługo. A rodzice udali się zakupić chodniki do pokojów. Pnięknie. OK. Trian mi głowę zawraca, więc wpisuję kolejną część opo.

26.01.
Obudziłam się. Cud. Na szybie zobaczyłam JEGO. Jęknęłam i schowałam głowę pod poduszkę. Zauważył to. I zareagował.
- Wstawaj!
Postanowiłam go olać.
Nie dało się. Był beszczelny, wredny i... miał potężny głos...
Rzuciałam okiem na zegarek. 5.40!!!
- Trian! - wydusiłam z siebie wściekłym szeptem.
Założył skrzyżowane ręce na piersiach. Patrzył gdzieś w dal.
- Słucham? -Odparł spokojnie i uprzejmie.
- Czy tam w innym świecie macie zegarki?
Zaśmiał się cicho.
- Nie powiedziałem, że jestem z innego świata.
- To czy siły nadprzyrodzone mają jakiekolwiek pojęcie o pomiarze czasu? - Zmusiłam się do potwornego wysiłku sklecenia tego zdania.
Parsknął i zaczą szatańsko chichotać. Rzuciłam mu pełne niesmaku spojrzenie.
-Nie.
- Wiesz która godzina?- Nie zwróciłam uwagi na jego odpowiedź.
- Piąta pięćdziesiąt dwa.
- Skąd wiesz? - Wyrwało mi się mimowolnie. Ale zreflektowałam się szybko. - No właśnie! Normalny jesteś? Budzić mnie o tej godzinie?!
Wzruszył ramionami.
- Wysłały mnie siły nadprzyrodzone. Jestem całkowicie normalny, ale nie mam pewności co do ciebie. Kto widział wylegiwać się w łóżku o tak późnej godzinie!
Oniemiałam. Że co? Czy to "COŚ" zdawało sobie sprawę z tego co powiedziało? Jęknęłam. Siadłam na łóżku, walnęłam głową w ścianę i zrzuciłam walkmana, w którego byłam dokładnie zaplątana.
- Mam rozumieć, że nie dasz mi spać?
Pokiwał głową.
Kurczę!!! I gdzie ja mam się schować??? W całym domu nie ma miejsca, dzie nie byłoby jakiejś szklanej powierzchni. Cudownie. Po prostu cudownie. Ewentualnie jeszcze mogę spać w korytażu. Najgorsze, że Trian ma taki mocny głos! Przeklęłam siły nadprzyrodzone...

stalowy_aniol : :
sty 30 2004 Bez tytułu
Komentarze: 0

<marquee direction=left speed=1>Survive... Just survive...</marquee><br><br>
Zatkało mnie na chwilę.
Po czym go wyśmiałam.
Patrzył na mnie z rosnącą irytacją. Po dwóch miutach był wściekły. Do pokoju zajrzała mama. Rozejrzała się po ścianach, przyjrzała mi się uważnie i wyszła. A ja cały czas turlałam się ze śmiechu.
- No i czego rżysz jak stara kobyła?! - Wrzasnął wściekle.
- Bo to głupie! - Wyjąkałam.
- Głupie... Tak sądzisz?- Wycedził przez zaciśnięte zęby.
- A co? Jestem zmęczona i dlatego cię widzę.
- Ah tak...
- Wyśpię się i jutro razem z Gośką pośmiejemy się z moich głupich miraży. Nie możesz być prawdziwy.
Wkurzył się.
- Zatrzaśnij jadaczkę! Jestem tak samo prawdziwy jak ty!
- Jak mi to udowodnisz? Na razie odbijasz się w mojej szybie.
Uśmiechnął się szeroko.
- Bardzo dobrze to ujęłaś. NA RAZIE odbijam się w twojej szybie.
Mina mi zrzedła.
- Jak to?
- He he... Zobaczysz.
- Nie chcę! I tak mam wystarczająco dużo problemów! Nie potrzeba mi jeszcze gadających dziwadeł!
- Eee... Może lepiej się z tym pogódź?
Oparałam głowę na dłoni. Dmuchnęłam na sierść mojej ukochanej przytulanki. Poczwara na oknieprzyglądała mi się z politowaniem, pomieszanym z zaciekawieniem.
- Mam jakieś wyjście? - Jęknęłam. - A wogóle dlaczego czynniki nadprzyrodzone przysłały cię akurat do mnie?
- Bo jesteś unikat nie z tej ziemi.
- Wcale nie!
- Jesteś jesteś. Masz potworną, niesamowitą wyobraźnię i fantazję. Przydasz się.
Zjeżyłam się.
- Co miało oznaczać "Przydasz się"? - Zapytałam złowrogo.
Gad wogóle się tym nie przejął. Poruszył się tylko i usadowił wygodniej. I co gorsza, nie odpowiedział.
- No mów! - Wysyczałam.
W odpowiedzi założył ręce za głowę.
Maglowałam go tak do wpółdo jedenastej. Albo milczał, albo chichotał. Po dwóch godzinach miałam go serdecznie dość.
- Zjeżdżaj stąd. Chcę się przebrać.
Wzruszyła ramionami. Ale widać poczuł jakiś przypływ przyzwoitości, bo zniknął. Pojawił się, gdy chowałam się pod kołdrę.
- Ładna piżamka.- Rzucił jeszcze.
Włączyłam walkmana. Widziałam jeszcze, jak przemieszcza się od ściany do ściany i w końcu nieruchomieje przy beniaminku.
No ładnie... I co ja mam z tym fantem zrobić???

stalowy_aniol : :
sty 29 2004 Musi mieć jakiś tytuł?
Komentarze: 0

W lustrze ujrzałam znowu swoją twarz. Westchnęłam z ulgą. Już nawet doła w kiblu nie można utopić! Co za życie. O wpół do ósmej do drzwi zaczął dobijać się Marcin, krzycząc, że ma bardzo pilną sprawę. I co z tego? Niestety do mojegp bracziszka dołączyła się mama i byłam zmuszona skapitulować. Dla honoru potrzymałam ich przed łazienką jeszcze przez chwilę i wyszłam z godnością. Udałam się do pokoju z zamiarem walnięcia się na łóżko i nic nie robienia.

W szybie była ta cholera...

Jak mu tam... Trian...

Kurna!!!

Przyglądał mi się z nieukrywanym zainteresowaniem. Znowu się zirytowałam. No bo co ja jestem? Okaz przyrodniczy?

- Czego się tak gapisz?? Człowieka nie widziałeś??- Warknęłam.

- Takiego unikatu jeszcze nie. - Odparł z beszczelnym uśmiechem.

Klapnęłam na łóżku. Skoro już tu jest, to może warto zadać kilka pytań?

- Dobra. Jeżeli już tu jesteś, to powiedz mi ktoś ty właściwe?

Trian zamyślił się głęboko. W zielonych oczach błysnęło skupienie.

- Taaak... Też mi zadałaś pytanie...- Ustrzelił mnie tym.

- Jak to? Nie wiesz kim jesteś?

- Nie oto chodzi. Trzeba to wytłumaczyć w taki sposób, żebyś zrozumiała.

- Co oznacza, że musisz mówić jak do największego matoła?

- Nie... To cholernie trudno wytłumaczyć.

Zamilkł. Zmierzwił dłonią czarne włosy. Światło lampki na jego twarz pomarańczowy blask. Zupełnie jekby nie był  tylko odbiciem. Białe płatki śniegu przylepiały się do szyby. Wyglądał jak chory na ospę. Uśmiechnęłam się mimo woli.

- No dobra... Jak nie można tak, to pójdziemy inaczej. Jestem wysłannikiem sił nadprzyrodzonych...

 

stalowy_aniol : :
sty 29 2004 Kolejna część opowiadanka
Komentarze: 0

Nooooo... Byłam w szkole, wyspałam się za wszystkie czasy. Okazało się, że nic nie umiem z matmy, ale szczerze, to już się nie przejmuję. Zawsze można poprawić. Mam nadzieję, że layout będzie działał. Ściągnęłam go, bo nie mam ani czasu, ani umiejętności, żeby samemu zrobić. Heh... Jeszcze anglik i będę mogła sobie odpuścić ^^

Gapiłam się w odbicie<br>
Zaraz zaraz... TO wogóle ni jest moja twarz...<br>
Co gorsza TO wogóle nie jest dziewczyną!!!<br>
Zatchnęło mnie<br>
Coś, które mi się nagle objawiło, uśmiechnęło się złośliwie. Po czym mi pomachało. Miało trójkątną twarz i szmaragdowe oczy. Długie, czarne włosy spływały gdzieś poza przestrzeń lustra. A na dodatek za uszami lśniły zielone pasemka! Szlag...<br>
- No i czemu się tak rozdziawiasz? - Usłyszałam ostry, dźwięczny głos.<br>
Tak się zagapiła, że automatycznie otwarłam paszczękę. Zmieszałam się i zamknęłam usta.<br>
- Pięknie. Na prawdę tak ci dużo lepiej. A teraz...<br>
- HEJ!!! - Wrzasnęłam dziko.- Czym jesteś i co rabisz w moim lustrze w mojej łazience?!<br>
Obraziło się na mnie i obrzuciło gniewnym wzrokiem. Milczało uparcie. Wkurzyłam się<br>
- No! Odpowiedz!<br>
Zielone oczy zalśniły.<br>
- Numer uno: nie jestem czymść. Jestem osobą. Mam na imię Trian.<br>
Pięknie. Coś w moim lustrze ma imię. Rewelacja. Otworzyłam dziób i zaraz go zamknęłam. Kurcze no!!!<br>
- Po drugie: nie wrzeszcz na mnie...<br>
- Bo dobie pójdziesz?- Spytałam z nadzieją.<br>
- NIe. Bo tego nie znoszę.<br>
Bezczelny<br>
- Jak to nie znosisz? Włazisz sobie do mojego lustra, o mało nie dostaję przez ciebie zawału i jeszcze mam siedzieć cicho?!?!<br>
Byłam autentycznie wściekła.<br>
- Wynoś się z mojej łazienki! Chcę się pomartwić w samotności!<br>
Uśmiechnął się złośliwie.<br>
-Jak sobie chcesz<br>
Zniknął<br>

stalowy_aniol : :
sty 28 2004 Jestem
Komentarze: 2

No i jestem. Żyję, mam się dobrze. Jak mi się uda, to zacznę tworzyć opowiadanie. Na razie tylko początek:

25.01
Siedziałam sobie spokojnie na lekcjach. Nic nowego, Walduś jąkał się i koniecznie coś nam usiłował wytłumaczyć, ale mu nie szło. Gośka czytała "Brulion B.B". Jednym zdaniem: Potworne nudy. A na dodatek świadomość, że w domu czeka Marcin po wyrostku i mama. Słodko. Dzwonek. Wybawienie dla wszystkich, zmęczonych wysiłkami fizyka. Kochana klasa wyrwała się hurmem z klasy. "Dzicz" pomyślałam. Z godnością podniosłam się z ławki i pozbierałam podręczniki. W pięć minut później z jeszcze większą godnością klęłam na ten cholerny zamek, który powinnam naprawić już dawno! Walduś przyglądał mi się z politowaniem. To przeważyło szalę. Wzięłam wszystko w ramiona i wściekła wyszłam z klasy. Po dwudziestu minutach udało mi się zrobić porządek... Cudownie. Jeszcze tylko obiadek... Z nieukrywaną radością patrzyłam, jak kucharka nakłada mi na talerz porcję rozgotowanej brei. Jakoś nie mogłam zidentyfikować, co to jest.

Trudno się dziwić, że do domu wróciłam w nienajlepszym humorze. Ale jak to może pojąć moja kochana rodzinka! Przecież to nierealne! Wieczorem zamknęłam się w łazience. Siadłam na klapie od sedesu i zaczęłam intensywnie wpatrywać się w lustro. Nie miałam żadnych przeczuć... Ot! Podziwiałam swoją buźkę, wypryszczoną za wszystkie czasy... Patrzyłam sobie na swoje odbicie... A ono spojrzało na mnie... Po czym puściło do mnie oko. O cholera...

stalowy_aniol : :